niedziela, 24 sierpnia 2008

mapa podróży




















czerwonym zaznaczona trasa naszej podróży.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Podsumowanie

Póki co od wczorajszego dnia jestem w domu i nie mam czasu nawet żeby posprzątać te rzeczy, które wyciągnęłam z plecaka - ciągle ktoś z rodziny przychodzi, trzeba usiąść i poopowiadać, pokazać pamiątki, rozdać prezenty (trochę tego przywieźliśmy i kilka osób uszczęśliwiliśmy ;D)

Więc jak tylko uporam się z tym wszystkim to zrobimy podsumowanie naszej wyprawy i je tu umieścimy. Na tej stronce będą się też pojawiały ogłoszenia o wystawach Artura i o pokazach zdjęć z wyprawy. Zapraszam do regularnych odwiedzin!

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, zwłaszcza po 6-dniowej podróży nie zawsze wygodnymi środkami komunikacji ;)

Oto etapy naszego powrotu:

Gdy w końcu, po bardzo długiej podróży autobusem dojechaliśmy do Stambułu, okazało się że na ten wieczór nie ma już miejsc w pociągu do Bukaresztu, a najbliższy pociąg w tamtym kierunku jest dnia następnego o godz 22 i kosztuje 92YTL (jakieś 180zł). Postanowiliśmy więc pojechać tym pociągiem tylko do miasta Ruse (bułgarskie miasto tuż przy granicy z Rumunią), bilet kosztował 58YTL, wiec oszczędzaliśmy prawie 70zł. W Stambule spędziliśmy więc 24h, zobaczyliśmy z Arturem cysternę (Tomek był tam w zeszłym roku) i poszliśmy wszyscy na Wieżę Galata. Bardzo chcieliśmy z Arturem iść do Hagii Sophi, ale wstęp kosztował 20YTL (prawie 40zł - za duży wydatek jak dla nas, wiec zrezygnowaliśmy). A nocleg mieliśmy darmowy na dworcu kolejowym - na zdjęciu Artur po przebudzeniu ;)


Ostatecznie wyszło na to, że pociągiem dojechaliśmy do samego Bukaresztu - odcinek z Ruse na gapę (w Rumunii już konduktorzy nie wsiedli do pociągu, który miał 2h opóźnienia, bo po drodze się zepsuł). Na zdjęciu ja, a w tle granica na Dunaju pomiędzy Bułgarią i Rumunią.
Z Bukaresztu pojechaliśmy pociągiem do Suczawy, a dalej busikiem do Czerniowic już po srtonie Ukraińskiej.





Ukrainę przejechaliśmy autobusami na trzy raty: Czerniowice - Ivano Frankowsk, Ivano Frankowsk - Lwów, Lwów - Szeginia, co zajęło nam prawie cały dzień (wyruszyliśmy o 10, a pod granicą byliśmy po 20). Na granicy jeszcze ostatnie zakupy ;) i odprawa. Na zdjęciu Artur i Tomek na dworcu autobusowym w Czeriowcach.







Na nasze nieszczęście trafiliśmy na upierdliwych ukraińskich celinków (o co w sumie nie trudno), przez co spóźniliśmy się na ostatni tego dnia pociąg z Przemyśla do Katowic. Noc chcieliśmy spędzić na dworcu PKP, ale okazało się ,że na noc go zamykają, więc spaliśmy na ławeczce przy dworcu PKS. Na zdjęciu jestem ja o świcie ;)







O 6 z minutami mieliśmy bezpośredni pociąg do Katowic i w ten sposób wylądowalismy na Śląsku, gdzie ja z Arturem pojechaliśmy na Wolę przez Tychy, a Tomek do Dąbrowy. A to nasze ostatnie zdjecie.

niedziela, 17 sierpnia 2008

Juz w Europıe

Razem z namı w autobusıe mlodzı ıranczycy jechalı na wakacje (zaraz za granıca, fılmowalı w sklepıe polkı z alkoholem - u nıch tego nıe ma).
Podroz byla bardzo dluga, bo po dlugım oczekıwanıu na autobus (bılet mıelısmy na 21.30, a wyjechalısmy o 2.30), w koncu ruszylısmy. Na granıcy czekalısmy 9 godzın az odprawıa nasz autokar, a poznıej juz na szczescıe pognalısmy do stambulu, gdzıe dotarlısmy o 18 (zamıast 7 rano!).

wtorek, 12 sierpnia 2008

Blada twarz? Nie, czerwona twarz!

Zapomnialam dodac, ze na takiej wysokosci na jakiej bylismy, sloneczko bywa zdradliwe. Pomimo tego, ze temperatura wynosila ok 10st.C i wial dosc silny wiatr, to wszystkich trzech nas przypalolo po noskach (ja z Arturem nawet bylismy posmarowani filtrem 30, a i tak to nie pomoglo), wiec teraz naduzywamy kremow po opalaniu i na oparzenia sloneczne. Mam nadzieje, ze mi skora z nos nie zejdzie, bo twarz to jedna z trzech (razem z dloniami i stopami) czesc ciala, ktora sobie tu opalilam, szkoda by mi bylo tej opalenizny...

Mt. Sabalan 4811m npm

Wczoraj wieczorem wrocilismy do Ardabil po 3 dniach spedzonych na wysokosci minimum 3550m npm. Byly to dni przeznaczone na dojscie do obozu polozonego na wysokosci ponad 3000m (jak na iranska baze przystalo, jest tu nawet meczet), skad wiele osob rozpoczyna swoje wejscie na ten wygasly wulkan. Gdy znalazlam sie juz na tej wysokosci pobilam sowj prywatny rekord wyskosci. Po spedzeniu nocy w namiocie, ktory rozlozylismy w pomieszczeniu ktore dostalismy od obslugi do wlasnej dyspozycji (za jedyne 10zl) podjelismy pierwsza probe zdobycia gory. Poniewaz dosc pozno wstalismy, mielismy znaczne opoznienie, na domiar zlego z kazdym krokiem w gore lapalam zadyszke (mialam jeszcze nieprzystoswoany organizm do takiej wyskosci), a gdy spojrzelismy w gore ujrzelismy ciemna chmure. Po jakiejs godzinie wiatr sie wzmogl, a spotkana ekipa schodzaca z gory mowila, ze na gorze padal snieg. wyszlismy jeszcze jakies 30min i postanowilismy zawrocic. Rzadkie powietrze dawalo nam sie we znaki, na szczescie wieczorem sie rozpogodzilo i na nastepny dzien zapowiadala sie ladna pogoda. tak tez bylo, po wielu trudnych krokach po wszelkich rozmiarow kamieniach (kazdy krok byl moim rekordem wysokosci ;)) i walce ze swoimi slabosciami w koncu zdobylismy szczyt. Szczyt Mt. Sabalan jest dosc nietypowy, poniewaz na samym srodku znajduje sie jeziorko (z czysta jak na iran woda), ktore jest w kraterze a jego brzegi sa dosc strome z kazdej niemal strony i siegaja jeszcze jakeis 50m w gore. Z gory za bardzo nie bylo widokow, ale samo jeziorko jest bardzo urokliwe. Cala trasa zajela nam nieco ponad 11h, a chyba jedynym jej mankamentem byli Iranczycy (tego dnia na szczyt wyszlo jakies 60 osob), ktorzy strasznie krzyczeli i wyrzucali smieci gdzie popadnie :/





papap,

zdobylismy gore Sabalan 4811mnpm

































tak dla odmiany od pustyni zdecydowalismy zdobyc trzecia najwyzsza gore Iranu tutaj link do jej opisu http://en.wikipedia.org/wiki/Sabalan gora nazywa sie Sabalan 4811mnpm, nie jest jakos ekstremalnie trudna technicznie, ale przez swoja wysokosc wchodzenie i problemy z aklimatyzacja nie bylo az tak latwo. Na szczycie tego wygaslego wulkanu znajduje sie jezioro - stad tez jedno ze zdjec.
a co dalej? Wojna w gruzji o ktorej nas informujecie (za co dziekujemy) zmienila nasze plany, musielismy zrezygnowac z wjazdu do Armenii i rowniez Gruzji, poniewaz akurat podczas kupowania biletu sytuacja militarna byla najbardziej powazna kupilismy bilet do Turcji a nie do Erewania. Zobaczymy co dalej, dzis po malym zamieszaniu w hotelu przenosimy sie do Tabrizu zamykajac nasze tour the Iran w tym samym punkcie do ktorego przyjechalismy juz prawie miesiac temu. za 3 dni nasza wiza wygasa i musimy opuscic Iran koniecznie przed ta data.
co wiecej, jedzenie caly czas smakuje ale momentami nachodza nas smaki na Polski Zurek albo pierogi ruskie ;-)
Pozdrowienia dla Wszystkich czytajacych Bloga, trzymcie kciuki dalej! ;)
Hej

piątek, 8 sierpnia 2008

Osobliwosci Iranczykow i kilka wiesci z trasy

Iraczycy sa dosc osobliwym narodem, jest kilka rzeczy ktore nas smiesza na poczatku, jednak czasami staja sie dosc irytujace. Jednym z nich jest to, ze ciagle mamy problem z placeniem osobno, ludzie z budek z sandwichami (tudziez kebabowni) albo z kas muzealnych ciagle chca nam wcisnac 3 bilety ( i to jest do zaakceptowania), gorzej jak kazdy z nas jadl cos innego i licza nas razem, a my potem (nie znajac dokladnych cen) musimy sie rozliczac ze soba. Dlatego robimy sie coraz bardziej upierdliwi jesli chodzi o to wspolne-niewspolne placenie. Smieszne jest jeszcze to ze czesto gsy o cos pytamy to to jest i jest ok, ale jak juz prosimy o dostanie tego to okazuje sie, ze w teraz sie tego nie da dostac (mala siurpryza).
A co do trasy jaka zrobilismy po powrocie z pustyni, to pojechlismy pociagiem do Kashanu (500km, kuszetka z posciela ok.4$). Z kashanu jedno zdjecie (ja z Arturem na dachu herbaciarni). Potem pojechalismy do teheranu i ja przezylam szok, bo miasto nie dosc ze jest ogromne to ma jeszcze masakrycznie duzy, trudny do wyrazenia slowami ruch uliczny.
Ciekawa przygode przezylam w Teheranie, gdzie po polgodzinnych poszukiwaniach toalety znalazlam sie po politechnika, jedna z zaczepionych dziewczyn powiedziala mi, ze raczej mnie tam straznicy nie wpusza, ale mam sprobowac. Na moje szczescie okazalo sie, ze nie ma problemu, zbym skorzystala z toalety, tylko straznik sie martwil, czy moze to byc iranska toaleta. Dla tych, ktorzy jeszcze nigdy nie widzieli ceramicznej dziury w poldlodze dolanczam zdjecie (kedna z ladniejszych iranskich toalet ;)).
Tak wogole to dzisiaj rano przez pzypadek wyladowalismy po 11h jazdy autobusem pod granica z azerbejdzanem, ale to temat na inna historie. Pozdrawiam, z nieco chlodniejszego Ardabil!
PS sory za byki, dostalam kompa z wytarta klawiatura i musze zgadywac, gdzie jest ktora literka...

















poniedziałek, 4 sierpnia 2008

pozdrowienia z pustyni



dwu dniowy trekking na pustyni dostarczyl nam niesamowitych wrazen do konca zycia, trud tulaczki po takich terenach i to co zobaczylismy na zawsze zostanie w naszych glowach, wiecej po przyjezdzie ;) pozdrowienia dzis o 22.30 pociag! pierewszy raz bedziemy z iranskiej koleji korzystac, zobaczymy, jedziemy do Kaszanu :P

piątek, 1 sierpnia 2008

zdjecia kilka

na pierwszym zdjeciu malenka gosia na tle przeogromnej kopuly z Yazd, niestety wstep mialy tam tylko kobiety wiec i zdjecia i film jest autoryzowany przez gosie, na szczescie juz na drugim zdjeciu wstep mieli tez mezczyzni i stad tomek zrobil nam zdjecie na tle tego cudownie wygladajacego miasta.

Trzecie zdjecie z Busher, znad Zatoki Perskiej, na szerokosci geograficznej Kuwejtu temperatura jest mordercza, momimo strasznego wiatru - jak widac - temperatura osiagala 45stopni, a wilgotnosc powietrza powowodala to ze czlowiek caly czas sie kleil i pocil, w polsce nigdy nie ma takiej pogody raczej - na szczescie - istna sauna, bylismy tam 8 godzin, wystarczylo zeby miec wyobrazenie o potedze temperatury nad zatoka perska, a podobno czasem bywa cieplej....