W Iranie chyba w kazdym miecie, ktore ma jakis centralny plac, nosi on nazwe imama Chomeniniego.
To juz ponad tydzien naszego pobytu w tym kraju, poznajemy coraz wiecej ludzi, a co za tym idzie - kulture i obaczaje Iranu.
Ostatnio gdy pisaam bylimy w Tabrizie, skad pojechalismy do Sanandaj. Tam mielismy spedzic dwie noce, ale poniewaz poznalismy Polakow, ktorzy konczyli swoj pobyt w Iranie, wybralismy sie z nimi do miejscowosci niedaleko granicy z Irakiem. Wioska o nazwie Oruman-takh'te (albo cos w tym stylu), lezy wysokosci ponad 2000m npm, a domy zbudowano tam w ten sposob, ze podworko kazdego domu znajduje sie na dachu innego.
Z Sanandaj udalimy sie do Hamadanu. Mialo to byc tylko miasto przelotowe na naszej trasie (tzn. chcielismy przeznaczyc na jego zobaczenie jeden dzien i idac sie do kolejnego miasta nocnym autobusem, zeby nie placic za nocleg w hotelu). Gdy w banku wymienialismy pieniadze zagadal do nas iranczyk (jak sie pozniej okazalo - nauczyciel angielskiego) i spedzilismy z nim caly dzien, a kolacje i noclego mielismy u niego w domu z jego zona oraz 10-letnim synem. Dzisiaj bylismy na wycieczce w jednej z najwiekszych jaskini na swiecie - Ali Sadr, wieczorem mamy nocny autobus do Esfahanu.
Gdysie pakowalam na wyprawe do Iranu, wyobrazalam sobie, ze przez 4 tygodnie nie zobacze ani jednej chmurki i bede sie prazyc w sloncu (zwlaszcza w chustce na glowie i szyi), a tutaj spotkala mnie nieskodzianka, od 3 dni troche poaduje i sa chmury! dzisiaj nawet mozna powiedziec, ze lalo jak z cebra - niestety po deszczu nie zostalo juz ani sladu, ale powietrze jest nieco swiezsze.
Ogolnie Iranczycy zrobili na mnie pozytywne wrazenie, co ktory potrafi cos powiedziec po angielsku, to podchodzi do nas, wita nas w swoim kraju imiescie, pyta czy nam sie podoba i sie zegna - zero nachalnosci. A gdy mamy jakies problemy (zazwyczaj w kasie biletowej), to pomagaja zupelnie bezinteresownie ;)
PS. Dzieki za wszystkie komentarze
środa, 23 lipca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz