niedziela, 27 lipca 2008

goracy kraj, przyjazni ludzie

Nasza podroz leci dalej. Jestesmy juz w Shirazie (jedno z najbardziej wysunietych na poludnie mist, kotre mamy odwiedzic). Przyjechaismy tu nocnym autobusem z Esfahanu i po nieprzespanej nocy spalismy w hotelu jakies 5h.

Esfahan jest pieknym misatem, ciagle jestem pod jego urokiem. Jest tam tyle niesamowitych miejsc do zobaczenia, ze ciagle brakowalo nam czasu, zeby wejsc do kawiarenki internetowej. Zeby mi uwierzyc, to trzeba tu przyjechac i zobaczyc to miejsce, zdjecia nie oddadza jego piekna.

Czas tutaj leci bardzo szybko, ciagle zapominamy, ze ludzie tutaj maja sjeste i prawie wszystko jest pozamykane a my w tym czasie mamy w planie zwiedzanie i pod koniec dnia zazwyczaj okazuje sie, ze zwiedzilismy tylko polowe miejsc zaplanowanych na dany dzien. Wieczory czesto spedzamy w teahousach, a w ciagu dnai tez nie stronimi od herbaty (goracej, pitej z kostka cukru na jezyku - po prostu genialna w smaku). Poznajemy tez sporo ludzi, ciagle ktos do nas podchodzi, pyta skad jestesmy, wita nas w iranie (lub w miescie, w ktorym wlasnie jestesmy), niektorzy, ci bardziej biegli w angielskim, przylaczaja sie do nas i rozmawiaja (czasem nawet po prostu przyznaja sie, e chca z nami porozmawiac w celu pocwiczenia angielskiego ;)). Nawet jak pytamy kogos o droge to zbiera sie kolo nas tlumek ciekawych iranczykow, chcetnych do pomocy, ale nieumiejacych, zadnego jezyka poza farsi.

Dzisiaj nie udalo nam sie wiele zwiedzic, ale zdazylismy juz sie zorientowac, ze jest tu cieplej niz w Esfahanie. W koncu doswiadczylam uczucia jak to jest chodzic w czadorze: bylismy w meczecie, gdzie taki stroj jest obowiazkowy (Artur umiesci zdjecie jak wygladalam ;)).

Brak komentarzy: